Skip to content Skip to footer

„Podaruj tym, których kochasz skrzydła, by mogli latać, korzenie, aby wracali i powody, aby zostali”.

Dalajlama

Jak mądrze kochać dzieci? Wystarczy być blisko, dać im dużo wiary w siebie, miłości, bliskości, czułości, zaufania i „dmuchania w skrzydła”. Wystarczy zrozumieć – im wcześniej, tym lepiej – że dzieci nie są naszą własnością. Mają prawo wyfrunąć z rodzinnego gniazda, gdy tylko zechcą, oczywiście z chwilą osiągnięcia pełnoletności.

Dzięki ogromnemu ładunkowi emocjonalnej bliskości, którą dostali w dzieciństwie, będą do nas wracać. Będą chcieli z nami być, będą spędzać z nami każdą wolną chwilę i nie zrobią tego z poczucia obowiązku ani dlatego, że „tak wypada”. Zrobią to, bo tak podpowie im serce. Będą z Wami emocjonalnie, nawet setki kilometrów od domu, bo mają powód, by z Wami zostać. Bo z Wami został kawał serducha i solidne korzenie.

Gdy rodzice chcą się rozstać

Temat mądrego kochania i wychowywania dzieci staje się szczególnie gorący, gdy pojawia się konflikt rodzinny, a w dalszej perspektywie rozstanie, najczęściej zainicjowane przez jednego z rodziców, przy braku akceptacji drugiego. Przy silnych emocjach, poczuciu zranienia, uczuciu żalu, skrzywdzenia, bycia wykorzystanym, porzuconym i zdradzonym lub niesprawiedliwie obwinianym o koniec małżeństwa. 

Zarówno osoba, która odchodzi („uwalniam się z toksycznej relacji”), jak i osoba, która zostaje porzucona, czuje się w tej sytuacji źle i ma prawo do subiektywnego ogromnego poczucia krzywdy. Bywa, że uwikłani w konflikt rodzice zapominają, iż na pierwszym planie powinny być ich wspólne dzieci. Że to o nie trzeba się najmocniej zatroszczyć i nie dawać się zwieść pozorom, że uwikłane w konflikt dziecko świetnie sobie z tą sytuacją radzi, bo przynosi piątki i szóstki ze sprawdzianów. Nie radzi sobie. Po prostu stara się być bardzo „grzeczne”, bo może rodzice wtedy do siebie wrócą…

Mediacja przed rozwodem? To dobry pomysł.

Idealnym rozwiązaniem dla każdej pary w konflikcie, prowadzącej rozmowy o rozstaniu jest mediacja okołorozwodowa. Można i warto z niej skorzystać, nim zdecydujemy się złożyć pozew rozwodowy. Wówczas uzgodnienia mediacyjne pojawiają się w treści pozwu rozwodowego, który jeden z małżonków składa, a drugi w pełni akceptuje. Rozstajemy się szybko, tanio, bez kosztów emocjonalnych. Po rozwodzie idziemy na obiad. Bywa, że nie musimy stawiać się na rozprawie – podpisujemy tylko formularze, przesłane przez sąd. Można? Można.

Na czym polega ugoda okołorozwodowa?

W ugodzie mediacyjnej, przedłożonej w postępowaniu sądowym małżonkowie są w stanie ustalić wszystko, począwszy od powierzenia władzy rodzicielskiej, poprzez kontakty drugiego rodzica z dzieckiem, wysokość alimentów, plan opieki wychowawczej nad dzieckiem, kwestie zdrowotne, edukacyjne, a także temat kontaktów z dalszą rodziną i z nowym partnerem/partnerką, jeśli tacy pojawili się w życiu rodziców. Częstą sytuacją jest także ustalenie modelu opieki naprzemiennej nad dzieckiem, z równoczesnym spisaniem planu wychowawczego.

Dużym atutem mediacji okołorozwodowej jest możliwość przeprowadzenia, na zgodny wniosek Stron, podziału wspólnego majątku dorobkowego, który to podział sąd zatwierdza w wyroku rozwodowym. 

Takie rozwiązanie daje nam same korzyści: dużą oszczędność pieniędzy, czasu i szansę na uniknięcie trudnych spotkań na sali sądowej w odrębnym postępowaniu niż rozwodowe, przeprowadzanym na ogół kilka lub kilkanaście miesięcy po prawomocnym wyroku rozwodowym, a bywa, że kilka lat po rozstaniu. Daje szansę zatroszczenia się o swój dobrostan psychiczny, swoje zdrowie oraz uniknięcia trudnych emocji. 

Ocalmy wspomnienia, utnijmy plotki.

Zyskujemy spokój, poczucie bezpieczeństwa, pewność jutra. Zyskujemy szansę, by ocalić dobre wspomnienia, pamiętać o miłych i szczęśliwych chwilach. Korzyścią jest także możliwość utrzymywania dotychczasowych kontaktów towarzyskich oraz kontaktów z bliższą i dalszą rodziną przez oboje małżonków. 

Niewątpliwym zyskiem z takiego rozwiązania jest ucięcie plotek i komentarzy otoczenia, poprzez wspólne ustalenie komunikatu o okolicznościach rozstania, który przekażemy na zewnątrz. Wreszcie – co wydaje się najważniejsze – dzięki ugodzie okołorozwodowej jesteśmy w stanie skupić się na tym, co najważniejsze, czyli na dzieciach. Dzieci są na pierwszym planie. Przestają być „przedmiotem sporu”, stają się podmiotem.

Rozwód? Skupmy się na dzieciach.

Troszcząc się o dzieci w trakcie rozwodu, troszczymy się o ich bezpieczne, spokojne i radosne dzieciństwo, dorastanie „bez burz i naporów”, gładkie układanie stosunków międzyludzkich w dorosłym życiu. Nie wciągamy ich w konflikt i pozwalamy im przejść przez trudne doświadczenie, jakim jest niewątpliwie rozstanie rodziców, w sposób bezpieczny i w miarę bezbolesny. 

Na pewno bez traum i potrzeby przepracowania rozwodu w psychoterapii w dorosłym życiu. Bez niebezpieczeństwa przekazania potomstwu bolesnych schematów, które tak często powtarzamy w rodzinach z pokolenia na pokolenie, co wychodzi później w naszych genogramach, czyli graficznych schematach przekazów transgeneracyjnych w rodzinie, tworzonych podczas psychoterapii.  

A co jeśli my się nadal kochamy?

Na ogół mediacje ujawniają poważne problemy we wzajemnej komunikacji, odmienne wizje przyszłości, odmienne potrzeby rozwoju osobistego, odmienne podejście do tematu wiary i praktyk religijnych, ale przede wszystkim odmienne wizje wychowywania dziecka.

Czy może się jednak okazać podczas mediacji, że rozmowy o rozwodzie były przedwczesne, bo między małżonkami jest nadal bliskość, intymność, zaangażowanie i uczucie? Tak, może się tak okazać. Rodzina przeżywa kryzys, potrzebuje pomocy i uzyskuje ją w procesie mediacji.

Bywa, nie bójmy się tego słowa, że mediacje pokazują, iż w związku był (jest?) ktoś trzeci. Był przelotny romans, który nie miał znaczenia w kontekście całości długoletniej relacji małżeńskiej. W takiej sytuacji para ma szansę nie tylko uratować małżeństwo, ale nawet wzniecić na nowo ugaszony już ogień, zwłaszcza jeśli pojawia się równocześnie chęć terapii małżeńskiej (tam, gdzie problem jest poważny) lub coachingu par, czyli wspólnej pracy rozwojowej nad związkiem.

Czy możliwa jest mediacja po złożeniu pozwu rozwodowego?

Mediacja jest możliwa w każdym momencie, jeśli jest dobra wola obu Stron i trafią w postępowaniu rozwodowym na dobrych prawników, którzy rozumieją, że rozwód to nie jest walka ani wojna na wyniszczenie przeciwnika tylko próba ułożenia życia na nowych warunkach, z troską o dzieci. W praktyce oznacza to, że z zachętą profesjonalnych pełnomocników, decydujemy się na rozwód bez orzekania o winie, nawet jeśli subiektywnie czujemy się skrzywdzeni. Co istotne, by mediować, nie musimy się spotykać osobiście, co ma znaczenie, jeśli rozstaniu towarzyszy wyprowadzka na drugi koniec Polski lub za granicę. Możemy skorzystać z mediacji online.

Rozwód – wyrok z orzeczeniem o winie

O wyłącznej winie lub jej braku orzeka sąd, ale jest to poprzedzone długim procesem, w którym nie jest miło. Musimy wskazać świadków, najczęściej z grona dotychczasowych wspólnych znajomych, przedstawić biało-czarne dowody winy i udowodnić, że po naszej stronie żadnej winy nie było. Trudne i obciążające emocjonalnie. Owszem, bywają sytuacje biało-czarne i zapada wyrok z orzeczeniem o winie jednego z małżonków, co jest korzystne z punktu widzenia finansowego, gdyż drugi małżonek może uzyskać alimenty na siebie, jeśli jego sytuacja życiowa wskutek rozwodu ulegnie pogorszeniu. 

Większość spraw między ludźmi nosi jednak wszystkie możliwe odcienie szarości i „babranie się w brudach’, gromadzenie dowodów (na porządku dziennym jest doradzanie zakładania podsłuchów i angażowania prywatnych detektywów do śledzenia małżonka/małżonki), wciąganie rodziny oraz znajomych w proces rozwodowy w charakterze świadków nie służy porozumieniu rodzicielskiemu. Nie daje perspektyw współpracy w wychowywaniu dzieci. Powoduje działania odwetowe i mocno manipulacyjne.

Brak porozumienia po mediacjach okołorozwodowych

Bywa i tak, że mediacje rodzinne kończą się brakiem porozumienia, bo w jednym z rodziców poczucie krzywdy i oczekiwanie rewanżu jest zbyt silne. Bo nikt nie podpowiedział tej osobie, by zadbała o to, aby się wzmocnić psychicznie i skorzystać z psychoterapii, pomocy psychologa lub wizyty u psychiatry, by pomóc swojej zranionej, chorującej duszy. Bo kochający rodzic, najlepszy kolega lub przyjaciółka od serca mówi: „Nie pozwól jej”, „Nie daj się tak traktować”, „Na Twoim miejscu zagrałabym dziećmi”.

Rozwód, rozstanie z partnerem, z którym założyło się rodzinę, jest uważany za jedno z najbardziej traumatycznych i trudnych z punktu widzenia zdrowia psychicznego doświadczeń życiowych. Trudniejszym doświadczeniem okazuje się jedynie śmierć współmałżonka.

Jeśli zamiast realnej życzliwej pomocy otrzymamy iluzoryczne wsparcie w postaci „dobrych rad’ i zachęty do eskalacji konfliktu od osób, które naprawdę dobrze nam życzą, lecz same nie znają innej drogi, możemy utknąć w swojej żałobie na długie lata. I ściągnąć w dół swoje dzieci, trwale je krzywdząc. 

Jak przeżyć żałobę po rozwodzie?

Rozwód, jak każdą stratę, trzeba przeżyć. Bardzo pomocny może okazać się model żalu po stracie według Elisabeth Kubler-Ross, którego skuteczność sprawdziłam na sobie i swoich synach po śmierci męża. Straty, rozłąki, rozstania, rozczarowania, pożegnania to stali, choć nielubiani towarzysze w naszej wędrówce życia. Uświadomienie sobie tego faktu stanowi pierwszy warunek dojrzałości emocjonalnej. Pozwala nam przejść przez kolejne etapy straty:

Zaprzeczanie. „Nie, to niemożliwe” 

Gniew. „Czemu właśnie Ja?” „Dlaczego spotkało to mnie?” „Mnie to nie powinno spotkać”  

Smutek. „Moje życie straciło sens”

Targowanie się. „A może to jednak nieprawda”

Akceptacja. „Tak, godzę się. Przestaję walczyć”. „Otwieram się na nowe”. „Dostrzegam, że z tej tak trudnej sytuacji wypłynęło coś dobrego dla siebie”, „Wychodzę z tego doświadczenia wzmocniony”. „Czuję spokój”

Ile czasu powinna trwać żałoba po rozwodzie?

Rok, zgodnie ze starą mądrością ludową. Ani mniej (bo wtedy oznacza tłumienie emocji, a to jest niedobre i prędzej czy później się nas zemści; możemy przypłacić je depresją lub innymi problemami psychicznymi), ani więcej. Jeśli u kogoś żałoba trwa dłużej niż rok, świadczy to o braku dojrzałości, braku gotowości do radzenia sobie z problemami. Bywa, że staje się wygodne, bo generuje troskę otoczenia i w naszej polskiej mentalności bywa odbierane jako coś szlachetnego („Ależ on musiał ją kochać”, „Została sama, bo nadal go kocha, choć on ma już nową rodzinę”). 

Odbieramy ludziom prawo do układania sobie życia po nowemu, dajemy sobie prawo do oceniania innych, obgadywania i pouczania ich, jak mają żyć. 

Niechcianym balastem, wynikającym z rozwodu, którego doświadcza wiele osób, jest utrata dotychczasowych znajomych, przyjaciół, a nawet bliskich, którzy zaczynają się dystansować. Utrata zaufania do ludzi, poczucie braku zrozumienia. Pomocne może okazać się wsparcie osób mających podobne doświadczenie, udział w warsztatach lub grupach terapeutycznych.

Brak zgody, brak planu rodzicielskiego

„Przestajecie być małżonkami, nadal jesteście rodzicami. Wasze dzieci potrzebują Was oboje tak bardzo, jak bardzo potrzebują stać solidnie i pewnie na dwóch nogach. Stojąc na jednej nodze, polecą w dół. Mogą runąć w przepaść”. Gdyby każdy rozwodzący się małżonek mógł usłyszeć te słowa w czasie rozwodu, wiele historii rodzinnych potoczyłoby się zupełnie inaczej. Skończyłoby się happy endem i udanymi patchworkowymi relacjami. „Jaka szkoda, że nikt nam tego nie powiedział, gdy się rozwodziliśmy” – słyszę to często podczas mediacji w sprawie zmiany wysokości alimentów lub zmiany kontaktów, gdy kończę recytować swój ulubiony tekst, moim zdaniem bardzo ważny. Osoby, które trafiają na mediację z tego typu sprawami, inicjowanymi w sądzie rodzinnym po upływie pewnego czasu od rozstania, mają już wtedy podczas mediacji „szeroki obrazek”. Gdy zaczynają przedstawiać swój punkt widzenia (w mediacji nazywany „prezentacją stanowiska”), z opowieści skonfliktowanych rodziców dowiadujemy się, jak bardzo trudne rozstanie odbiło się na ich dzieciach. 

Gdy dziecko wraca od taty z tak zwanych kontaktów, padają pytania: 

–   Co robiliście z tatą? 

– Ugotował Ci obiad, czy jak zwykle zabrał do babci, albo do McDonalda? Cały on!

Gdy dziecko jest u taty podczas kontaktów, słyszy: 

– Czy mama mieszka sama, czy z wujkiem? Czy wujek zostaje na noc?

– Co mama mówi na mój temat? 

Często rodzice nie mają świadomości tego, jak wielką krzywdę wyrządzają swojemu dziecku takimi „niewinnymi przepytywaniami”. 

Konflikt lojalnościowy – gdy dziecko staje się posłańcem 

Nie wiedzą, że wpędzają je w konflikt lojalnościowy, z którego trudno będzie mu się wyrwać. Że ich kilkuletnie dziecko każdemu z nich powie coś innego, czyli dokładnie to, co dany rodzic chce usłyszeć. Być może zamknie się w sobie i uzna, że nie warto dzielić się z innymi swoimi uczuciami, emocjami, bo z tego są same problemy. Być może zacznie mediować między rodzicami, i to jeszcze nie jest najgorsze, choć nie jest to rola dziecka

Najgorsza jest sytuacja, gdy dziecko staje się posłańcem wiadomości. Takim listonoszem, który przekazuje mamie wiadomości od taty i odwrotnie. 

– Nie rozmawiamy ze sobą od 7 lat. 

– No to w jaki sposób się Państwo komunikujecie? – pytam na mediacji. 

– No jak to, jak?! Zwyczajnie, przez dziecko!!!

Prowadziłam mediację między rodzicami, będącymi od 25 lat w separacji oraz ich pełnoletnim synem, dojrzałym mężczyzną, który przez 25 lat występował w roli posłańca wiadomości, rozjemcy, mediatora, a chwilami nawet rodzica swoich rodziców. Wygarnął im to podczas mediacji, twierdząc, że przypłacił ten stan chorobą psychiczną i trudnościami w ułożeniu sobie życia. „Chcesz mi powiedzieć, że nie miałam prawa Cię zapytać, co u Taty. Tak wielką krzywdę Ci zrobiłam?” – wzruszyła obojętnie ramionami mama, a w oczach mężczyzny dostrzegłam łzy.

Sytuacjom związanym z wykorzystywaniem dziecka w konflikcie towarzyszy często brak wspólnej wizji oraz planu wychowawczego, wprowadzanie dużego chaosu w życiu dziecka, i to w okresie, który powinien być czasem beztroskiej zabawy. Manipulowanie dzieckiem i alienowanie go od drugiego rodzica. Doprowadzenie do takiego stanu, że dziecko zaczyna się panicznie bać taty, z którym jeszcze niedawno miało bliską więź i rzeczywiście nie realizuje kontaktów. Skrzywdzone dziecko, wychowywane bez męskiego wzorca wyrasta na skrzywdzonego dorosłego mężczyznę. – Jak to bez męskiego wzorca? Przecież ma dziadka, wujka. To wystarczy – odpowiadają mamy na mediacji. Jest też druga strona medalu. Tatusiowie, którzy nie chcą spotykać się z dzieckiem, choć ono tęskni i płacze w poduszkę. Bo mają nowe partnerki, a te chcą odcięcia od dotychczasowej rodziny. Bo mają nowe dzieci. Nowa sytuacja życiowa powoduje często kolejny problem – niepłacenie alimentów.

Budowanie zrozumienia po rozwodzie, udrożnienie komunikacji

Każdy taki problem można rozwiązać w mediacji, o ile uda się zbudować zrozumienie między skonfliktowanymi rodzicami, o ile damy im szansę zamienienia się miejscami i poczucia, co czuje druga strona. O ile damy zrozumienie odrębnej od naszej perspektywy oraz emocji. Najważniejszym elementem na każdej mediacji okazuje się naprawienie komunikacji. To jak udrożnienie zatkanej rury, wypełnionej napływającymi przez lata brudami i szlamami. Udrażniamy tak długo, aż zacznie płynąć wartkim strumieniem czysta woda. Dobra rozmowa. Jeśli uda się to osiągnąć, bywa, że formułowanie ugody okazuje się zbędne. Uczestnicy mediacji są w stanie sami się porozumieć w każdym temacie. Mogą zaufać sobie na nowo, już tylko jako rodzice, a nie jako para. Zaufać z korzyścią dla siebie, dziecka i całej rodziny. 

Można kontynuować współpracę rodzicielską mimo rozstania. Można wznieść się ponad podszepty otoczenia i tak zwane „dobre rady”.  Można samemu pokierować swoim życiem i życiem swojej rodziny, wybierając w mediacji rozwiązanie dobre dla siebie i dziecka, rozwiązanie, którego nikt nie ma prawa nam narzucić (a tak dzieje się w sądzie).Można zadbać o przyszłość swoich dzieci. Można wznieść się ponad swoje subiektywne poczucie krzywdy i powiedzieć sobie „to jest moje życie i to ja decyduję, jak będzie wyglądać kolejny rozdział, który sam/sama napiszę”.

Praca w nurcie mediacji transformatywnej

Postrzegam mediację jako pewien holistyczny proces, w którym pomagam ludziom zmieniać siebie i zmieniać swoje życie. Pracuję w nurcie mediacji transformatywnej. Łączę wiedzę z różnych obszarów, prawa, psychologii, coachingu, Dialogu Motywującego, Racjonalnej Terapii Zachowań, rozwoju duchowego. Dzielę się tą wiedzą z przyszłymi mediatorami w ramach Szkoły Mediacji  i słuchaczami studiów podyplomowych z mediacji oraz Dialogu Motywującego.

Mediacja to dla mnie pierwszy krok to transformacji, do wejścia na drogę rozwoju osobistego, do zrozumienia:

„Kim jestem?”, 

„Co wnoszę sobą do kontaktu z drugim człowiekiem?”

„W jaki sposób przyczyniam się do tego, co mnie spotyka?” 

„Jak wpływam na otoczenie?” 

„Jak wpływam na relację, w której jestem? Co mogę zmienić w sobie?”

Co mogę zmienić w sobie? To pytanie jest kluczowe. Mamy wpływ tylko na siebie. Jeśli my się zmieniamy, zmienia się otoczenie i wszystko wokół nas. Zaczynamy współpracować. Naprawiamy relacje na każdym polu. Rozmawiamy. Czasem tylko tyle wystarczy, by się porozumieć.

Dr Ewa Kosowska-Korniak